środa, 23 stycznia 2013

Wspomniena środkowego

Środkowy Patryk Czarnowski wspomina zdobycie przez Jastrzębski Węgiel jedynego jak do tej pory Pucharu Polski. Oby za kilka lat Patryk mógł udzielić podobnego wywiadu. Zapraszam do lektury :)


W najbliższy weekend w Częstochowie odbędzie się turniej finałowy o Puchar Polski. Jastrzębski Węgiel w swojej historii zdobył to trofeum tylko raz. Miało to miejsce w 2010 roku w Bydgoszczy. Jedynym zawodnikiem w obecnym składzie Jastrzębskiego Węgla, który wywalczył z naszym klubem Puchar Polski jest Patryk Czarnowski. Środkowy bloku jastrzębskiego zespołu opowiada o tym, w jakich okolicznościach zostało wywalczone owo trofeum i jaka atmosfera towarzyszyła tamtemu wydarzeniu.

sport24.pl

Miłe wspomnienia, które mobilizują

Czy zdarza mi się wracać wspomnieniami do tamtych wydarzeń? Bardzo często! Bo jest to naprawdę wspaniałe przeżycie. Życzę każdemu, żeby miał okazję doświadczyć czegoś podobnego. Wiadomo, że mistrzostwo Polski jest uznawane za najważniejsze krajowe trofeum, ale Puchar Polski to bardzo prestiżowe rozgrywki. Żeby się dostać do turnieju finałowego trzeba najpierw wypracować sobie dobrą pozycję w pierwszej części rundy zasadniczej, potem zagrać ważne mecze. Sam turniej finałowy jest zawsze silnie obsadzony, gra w nim ligowa czołówka, a rozgrywany jest w ciągu zaledwie dwóch dni, podczas których trzeba wzbić się na wyżyny, by osiągnąć to trofeum. Ja chętnie sięgam pamięcią do 2010 roku. Zdarza mi się to robić chociażby przed trudnymi meczami. Takie miłe wspomnienia niesamowicie motywują i mobilizują.

Jechali w minorowych nastrojach

Do Bydgoszczy jechaliśmy w kiepskich humorach, prosto z Aten, gdzie trzy dni wcześniej przegraliśmy 0:3 z Panathinaikosem w ostatnim meczu grupowym Ligi Mistrzów, co skazało nas na ostatnie miejsce w grupie. Gorycz porażki była tym większa, że przed meczem w Grecji mieliśmy jeszcze szanse na awans do kolejnej rundy, a odpadliśmy z zespołem, po którym nie spodziewaliśmy się, że sprawi nam problemy. Poza Pawłem Zagumnym i Guillaume’em Samicą Grecy nie mieli wtedy jakiejś wybitnej drużyny. Stało się inaczej…Nasza siła tkwiła jednak na tym, że w krótkim czasie potrafiliśmy się pozbierać i podnieść. W półfinale bydgoskiego turnieju spotkaliśmy się z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, z którą w owym czasie generalnie szło nam różnie – raz wygrywaliśmy my, raz oni. Może wynik na to nie wskazuje [Jastrzębski Węgiel wygrał 3:0 – przyp. red.], ale półfinał nie był łatwą przeprawą. O to zwycięstwo trzeba było się mocno postarać. Przed finałem z Resovią czasu na regenerację nie było za wiele, ale nasi fizjoterapeuci stanęli na wysokości zadania. Ostatni zawodnicy opuszczali stół do masażu o 3 w nocy! A sam finał był walką na noże. Szliśmy łeb w łeb. Po ostatniej piłce miało się pełne przekonanie, że w to spotkanie włożyło się wszystkie siły [mecz zakończył się po pięciosetowym boju, 15:13 w tie-breaku – przyp. red.]. Ten puchar nie został wywalczony, a wręcz wyszarpany. Potem miała miejsce wielka pompa.

Statuetka trafiła do Ostródy

Oczywiście cieszę się bardzo, że zostałem wówczas wybrany najlepiej blokującym turnieju finałowego, ale indywidualne nagrody nie miały dla mnie takiego znaczenia. Siatkówka to przecież gra zespołowa. Dobra postawa w tamtym turnieju pewnie w jakimś stopniu otworzyła mi furtkę do dalszej kariery. Na tamtym turnieju było mnóstwo menedżerów. Statuetka dla najlepszego blokującego trafiła do domu rodzinnego w Ostródzie, tego typu rzeczy zbierają moi rodzice. Wszystkie moje trofea tam trafiają. Uważam, że tam jest ich miejsce, bo stamtąd się wywodzę.

sport24.pl

Wiara czyni cuda?

Na śniadaniu w dniu meczu finałowego, który odbył się w niedzielę, podeszliśmy do Roberto Santillego i powiedzieliśmy, że trochę zburzymy plan dnia, bo idziemy do kościoła i możemy się trochę spóźnić. Oczywiście dla katolika w pójściu na mszę nie ma nic nadzwyczajnego, to kwestia wiary. Ale wiadomo w jakiej intencji myśmy się wybrali… Drużyna się zjednoczyła, wszyscy poszliśmy się pomodlić. A nie muszę mówić, że plan dnia był bardzo napięty ze względu na to, że mecz zaplanowano na godzinę 15. Jak wiadomo, my musimy być w hali dwie godziny przed rozpoczęciem spotkania, do tego jeszcze dochodzi wcześniejszy posiłek, odprawa wideo, lekki stretching. Roberto jednak nie oponował. Uśmiechnął się i stwierdził, że ten pomysł mu się podoba!

Toasty dla Hardy’ego i rezerwowych

Podczas wspólnej kolacji po finale Paweł Abramow [MVP turnieju finałowego – przyp. red.] wstał i poprosił wszystkich o wzniesienie toastu na cześć Bena Hardy’ego, który jego zdaniem wykonał w finale „czarną robotę”. Ja z kolei wzniosłem toast za graczy z drugiej szóstki. Bez tych chłopaków, którzy pomagali nam w treningach, w przygotowaniach do najważniejszych meczów turnieju, nie byłoby tego sukcesu. Czasami się o tym zapomina. Najbardziej w pamięci zostają ci, którzy grają spektakularnie. W finale w Bydgoszczy wszyscy dali z siebie maksimum. Paweł Abramow był prawdziwym liderem zespołu. To bardzo dobry człowiek, który na boisku dawał nam dużo spokoju, a nerwowe sytuacje potrafił załagodzić. Wiedząc, że w swych szeregach mamy tak doświadczonych graczy, jak Abramow czy Hardy, czuliśmy się pewniej. Paweł Rusek czy Ben Hardy zapewniali stabilność w obronie. To tacy cisi bohaterowie, dzięki którym to spotkanie finałowe wygraliśmy. Ale oprócz umiejętności poszczególnych zawodników, ten zespół był po prostu fajnie zbudowany i złożony w całość. Moje zdanie o Roberto Santillim wypowiadałem w wywiadach nie raz. Z tym trenerem i z tymi chłopakami byliśmy skazani na tamten sukces…

jastrzebskiwegiel.pl

sportowefakty.pl

Dziś urodziny obchodzi przyjmujący Jastrzębskiego Węgla, Krzysztof Gierczyński. Zawodnik przyszedł na świat 37. lat temu w lubuskim Gubinie. W swojej karierze występował w zespołach z Gubina, Szczecina, Częstochowy oraz Rzeszowa. Zawodnikowi życzę przede wszystkim zdobycia w nadchodzących dniach Pucharu Polski wraz z Jastrzębskim Węglem, Mistrzostwa Polski, braku kontuzji oraz szczęścia w życiu prywatnym. Wszystkiego najlepszego!

4 komentarze:

  1. Dobrze, że wtedy po tej przegranej 0:3 się zmobilizowali i pokazali, na co ich stać :>
    Hah, po nagłówku wiara czyni cuda myślałam, że będzie coś w stylu "Chcieliśmy w to wygrać i w to wierzyliśmy" a tu coś innego :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj pamiętam tamten turniej :)
    Działo się :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe się działy, wtedy rzeczy. Fajna to była ekipa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię czytać takie wspomnienia, bo i mi samej zawsze wracają własne...
    No i dobrze powiedziane z tą Ostródą ;P

    OdpowiedzUsuń